sobota, 8 października 2011

Jak ułatwić kradzież swojego samochodu?

Autorem artykułu jest Aleksander Sowa


Często jest tak, że kupując nowe auto klient wybiera jako dodatkowe wyposażenie alarm w nadziei, że skoro jest on montowany przez autoryzowaną stacje obsługi czy dealera takie zabezpieczenie jest o wiele wyższej jakości niż każde inne. Niestety nic bardziej błędnego!

Oczywiście to rozwiązanie ma również swoje zalety – przede wszystkim nie tracimy gwarancji, ale cóż z tego jeśli stracić możemy cały samochód. Taka inwestycja, która przecież słono kosztuje, bo co najmniej kilkaset złotych (wzwyż) to coś w rodzaju wielkiego napisu na samochodzie w jaskrawym kolorze dla złodzieja z informacją – „mój alarm to atrapa!” Jak to możliwie? Przede wszystkim dlatego, że takie alarmy to bardzo proste urządzenia, które nie dość, że są dziecinnie łatwe do unicestwienia dla złodzieja to na dodatek montowane są w ściśle określonych, takich samych miejscach. Wystarczy znać się odrobinę na swoim nikczemnym złodziejskim fachu, aby szybko odkryć gdzie poszczególnie alarmy są montowane.

Tak więc aby złodziej mógł szybko i bezproblemowo unieszkodliwić alarm, musi wiedzieć gdzie zamontowany jest jego moduł. Jeśli zna to miejsce – to już połowa sukcesu. Wystarczy teraz zewrzeć dwa kabelki, które zwykle dla ułatwienia różnią się kolorami (!), i po krzyku. Jest jeszcze metoda pianki dla mało wyrafinowanych, jeśli wiadomo gdzie jest umiejscowiona syrena – spryskuje się syrenę pianką poliuretanową i niech sobie teraz wyje do woli. Jeśli alarm jest zespolony z immobilaizerem nie myśl, że jest to jakiś problem. Do modułu alarmu dochodzą przewody z urządzeń, które muszą działać jeśli chcemy uruchomić nasz samochód (np. pompa paliwa) Immobilaizer zabezpiecza tak, że obwód jest przerwany i nie da się urządzenia uruchomić (nie dochodzi prąd). Wystarczy wyjąc dwa odpowiednie kabelki z kostki i złączyć je. Prąd płynie samochód daje się uruchomić.

Popularnne alarmy nawet ułatwiają to, bo odpowiednie kabelki są takiego samego koloru w razie jakby złodziej był mało wprawny. No, jeśli będzie daltonistą to może mu pokonanie immobilaizera w tym wypadku zabrać nieco więcej czasu... ale pewnie też sobie poradzi, bo przewody są blisko siebie aby nie było wielkiego kłopotu. Zresztą w większości serwisanci i tak odłączają zespolony z alarmem immobilaizer bo tylko przeszkadza. Na pewno jednak nie złodziejom. Nie zabezpieczał nigdy, bo złodziej na akcje wybiera się ze sterownikiem silnika i kluczykiem z transporderem. Przekładka komputerka i pokonanie stacyjki to najwyżej kilka sekund!

Bardzo fajnym gadżetem dla złodzieja samochodów jest dioda na desce rozdzielczej, która sygnalizuje, jakoby alarm był aktywny. Nie dość, że sygnalizuje na wstępnie z jakim modelem alarmu mamy do czynienia, to jeszcze pozwala na programowanie i wyłączanie alarmu. Kody serwisowe dla ułatwienia pracy monterom nie są najczęściej zmieniane by nie utrudniać pracy nikomu. Złodziej wpisuje kod i po kilku sekundach alarm jest tylko atrapą. Chociaż przepraszam – tak naprawdę prawie zawsze nią jest.

Pomagają też podkładki pod tablicą rejestracyjną z reklamą salonu gdzie auto zostało kupione, dealerzy montują te same urządzenia, w taki sam sposób. Duża podpowiedź dla złodzieja. Podobnie jak wszelkiego rodzaju naklejki z ostrzeżeniem, że w aucie jest taki a taki alarm. Czysta prowokacja. I takie przykłady można podawać w nieskończoność...

Tak wiec seryjnie montowane zabezpieczenia spełniają tylko jedna rolę – są wymagane przez ubezpieczyciela. Po za tym dla nikogo – za wyjątkiem właścicieli samochodów – nie ma interesu w tym aby fabryczne zabezpieczenia były skuteczne.

---

Aleksander Sowa

www.wydawca.net


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz